Urodziłem się w 1963 roku w Gdańsku i w tym mieście przeżyłem dzieciństwo, młodość oraz dojrzałe lata. Moi rodzice pochodzą z województwa lubelskiego. Mama w dzieciństwie przebywała na wsi na polsko-ruskim pograniczu w pobliżu Bugu. Ojciec wychowywał się na przemian na wsi niedaleko Wąwolnicy i w miastach lubelskich (Stalowej Woli, Radomiu).
Jednym z najważniejszych moich wspomnień z okresu dzieciństwa jest traumatyczne doświadczenie ponurej atmosfery Gdańska w czasie tzw. „wydarzeń grudniowych” w 1970 roku. Od najmłodszych lat nie miałem złudzeń co do istoty komunizmu i oblicza władzy opierającej się na manipulacjach propagandowych, a w razie konieczności stosującej przemoc wobec bezbronnych, prostych ludzi. Najpiękniejszym okresem w moim życiu było kilkanaście miesięcy tzw. „karnawału Solidarności” trwającego od sierpnia 1980 roku do grudnia 1981 roku. W tych wyjątkowych dniach byłem świadkiem i współuczestnikiem wielkiego narodowego zrywu, odnowy moralnej, triumfu zasady solidaryzmu. Nigdy więcej nie doświadczyłem czegoś podobnego.
Po wprowadzeniu stanu wojennego należałem do niezbyt licznego (sic!) grona osób, które wytrwale prowadziły działalność antykomunistyczną; przez kilkanaście lat byłem związany ze środowiskiem Ruchu Młodej Polski. W międzyczasie (w latach 1982-1987) ukończyłem studia historyczne na Uniwersytecie Gdańskim. W 1989 roku przeżyłem coś, co można określić jako paradoks: zwycięstwo połączone z porażką. Upadek komunizmu, kompromisowe porozumienie umożliwiające bezkrwawe przemiany: to był bez wątpienia dość nieoczekiwany – po kilkunastoletnich wysiłkach - zwrot na drodze prowadzącej ku wolności i niepodległej Polsce. Niestety, ku mojemu absolutnemu zaskoczeniu okazało się, że władzę w Polsce przejęli ludzie, którzy instrumentalnie wykorzystali hasła niepodległości i antykomunizm Polaków. Ruch Młodej Polski definitywnie rozpadł się. Tacy jak ja stali się już niepotrzebni.