Na jałowym biegu, czyli chwilowy optymizm

Wbrew pesymistycznym zapowiedziom formułowanym mniej więcej 2-3 lata temu, gospodarka światowa nadal rozwija się. Najszybciej rozwijają się Chiny. W Europie, Stanach Zjednoczonych i Japonii, dzięki skupowi obligacji przez banki centralne, długoterminowe stopy procentowe utrzymują się na niskich poziomach, w efekcie czego inwestorzy i konsumenci mają dostęp do tanich kredytów, a posiadacze środków pieniężnych wolą inwestować swoje aktywa w akcje, które od lat przynoszą całkiem przyzwoite zyski. Na rynkach panuje niczym niezmącony optymizm. Niezmącony, ponieważ dotychczasowe czarne scenariusze, kreślone przez rozmaitych analityków, póki co nie sprawdziły się. Pomimo redukcji podatków i wzrostu wydatków publicznych w wielu krajach, system finansowy pozostaje zadziwiająco stabilny.

Mamy zatem do czynienia z najdłuższą od dziesięcioleci hossą na rynku akcji, mamy trwający od dziesięciu lat wzrost gospodarczy, zaskakująco niską inflację, niskie oprocentowanie stóp procentowych, niskie bezrobocie, solidne i długotrwałe wzrosty gospodarcze. Ceny surowców utrzymują się na rozsądnym poziomie. Pomyślne wiadomości napływają praktycznie z całego świata, z wyłączeniem niektórych peryferyjnych rejonów, takich jak Afryka Subsaharyjska czy kilku państw, takich jak Brazylia czy Wenezuela.

A przecież miało być inaczej. Kryzys finansowy w 2008 roku został zażegnany jedynie dzięki zastosowaniu nie mającej precedensu sztuczki w postaci wpompowania w system księgowy sztucznie wygenerowanych, „pustych” pieniędzy. Teoretycznie powinno to zaowocować wzrostem inflacji i recesją, ale nie powoduje takich skutków, ponieważ w razie potrzeby pompuje się w system kolejny pakiet wirtualnych pieniędzy. Wprawdzie ukryta inflacja stopniowo „zjada” wartość papierowego pieniądza, ale dzieje się to bardzo wolno. Zbyt wolno – w sytuacji wzrostu gospodarczego - rosną również płace, ale skutki tych „spowolnień” - w postaci relatywnego obniżenia stopy życiowej ludności - będą zauważalne dopiero za jakieś kilkanaście lat.

Tymczasem więc dobrze wiedzie się tym, którzy znajdują się na górze systemu (są związani z centralnymi bankami państwowymi) oraz tym, którzy podążają za logiką nowego systemu ekonomiczno-finansowego: zarabiają przede wszystkim inwestorzy lokujący swe aktywa w akcje. Natomiast tracą finansowo dwie grupy, czyli po pierwsze ci, którzy chcieli być ponad systemem, jak np. entuzjaści rozmaitych kryptowalut, od bitcoina poczynając. Tracą również ci, którzy podążyli za argumentami racjonalnymi, zdroworozsądkowymi – czyli ci, którzy konsekwentnie trzymali się z dala od przewartościowanych akcji i od nieoprocentowanych walut, a inwestowali w jedyny – ich zdaniem – godny zaufania i rzeczywisty pieniądz, czyli przede wszystkim w złoto i srebro. Póki co, metale szlachetne – ten jedyny wydawałoby się rzeczywisty pieniądz, którego nie można bezproblemowo „dodrukować” - tracą na wartości jeszcze szybciej od dolara, waluty obarczonej monstrualnym zadłużeniem…

Jaki jest scenariusz na 2019 rok? Nie sposób przewidzieć, ponieważ nie wiadomo jakie kroki podejmą ci, którzy naprawdę decydują o losach światowej gospodarki. Bo trzeba przypomnieć, że czasy tak zwanego „wolnego rynku” – odeszły w przeszłość. Obecnie mamy „rynek regulowany”. Ale obecny stan stabilności nie utrzyma się w nieskończoność. Wcześniej czy później (raczej wcześniej) nastąpią zawirowania. Rozwój chińskiej gospodarki zagraża dominacji gospodarki amerykańskiej i ten proces nie może w przyszłości nie spowodować perturbacji.

Niezależnie od politycznych okoliczności, wiele innych znaków także wskazuje, że nadchodzi globalne spowolnienie gospodarcze. Mówi o tym – ostrożnie – OECD, która obniżyła szacunki globalnego wzrostu gospodarczego w 2019 roku do 3,5 procent. Spowolnienie w Unii Europejskiej jest już faktem, a Brexit jedynie nasili niekorzystne dla gospodarki tendencje. Paradoksalnie, obecny optymizm inwestorów zapowiada nadejście kryzysu, a może krachu na giełdach: w przeszłości pewność i niezmącony spokój zawsze poprzedzały nadejście załamania na rynkach finansowych. I do tego w Stanach Zjednoczonych, zgodnie z ogłoszonym długofalowym scenariuszem, systematycznie rośnie oprocentowanie obligacji. Tym samym stają się one coraz bardziej atrakcyjne dla potencjalnych inwestorów, stopniowo zniechęcających się do lokowania kapitałów w akcje.

Polska nie ma wpływu na rozwój geopolitycznego, gospodarczego scenariusza. Nasz udział w światowej gospodarce nieznacznie przekracza pół procenta i w dłuższej perspektywie maleje. Nie zmieni tego fakt, że aktualnie gospodarka nam się przyzwoicie rozwija. W sytuacji, gdy nadejdzie spodziewany sztorm, będziemy mogli jedynie próbować utrzymywać się na powierzchni. A dziś możemy przygotowywać się na przetrwanie złych czasów. Szkoda, że nie zabezpieczamy się na wszelki wypadek, szukając alternatywnych rozwiązań, choćby porozumienia i współpracy z Chinami, które wyrastają na gospodarczą potęgę. O proamerykańskiej polityce rządu polskiego decydują główne siły polityczne - niezależnie od tego, czy rządzi PiS czy tzw. „totalna opozycja”. Na naszych oczach powstaje – omijająca Polskę, bądź sytuująca w konsekwencji nasz kraj na peryferiach - sieć powiązań europejsko-chińskich, Rosji nie wyłączając (gazociąg Nord Stream, gazociąg Turkish Stream, Jedwabny Szlak). Widać, że państwa w Europie i Azji przewidują różne scenariusze i podejmują działania mając na względzie przede wszystkim własne interesy. Ale my się tym nie przejmujemy, zbyt zajęci jesteśmy domowymi, wewnętrznymi kłótniami.

„Głos Katolicki” nr 33/2018