Powyborcza lekcja skuteczności

CCzy istnieje alternatywa dla dualistycznego układu w polskim systemie politycznym? Jest to bez wątpienia układ niszczący od wewnątrz polską demokrację. Nie tylko polską. Michel Houellebecq w powieści pt. „Uległość” poddał druzgocącej krytyce „mierność” oferty demokratycznej we Francji, a podział sceny politycznej na „centroprawicę” i „centrolewicę” porównał do podziału „między dwa rywalizujące gangi.” (s.44)

Zanim odpowiem na powyższe pytanie, chcę wyjaśnić jedną kwestię. Otóż w dyskursie prowadzonym „po prawej stronie labiryntu” często pojawia się pogląd, że Prawo i Sprawiedliwość nie jest partią ani prawicową, ani konserwatywną (tradycjonalistyczną). Z dwóch powodów nie zgadzam się z taką charakterystyką PiS. Po pierwsze, ogólne założenia programowe jednoznacznie wskazują, że jest to partia sytuująca się na prawo od centrum. Wybitny znawca zagadnienia europejskich partii politycznych, Wolfram Nordsieck, opisuje PiS jako partię narodowo-konserwatywną (National conservatism) i społecznie konserwatywną (Social conservatism). Po drugie, analizy wyników wyborów (patrz: mój artykuł pt. „Wyborcza lekcja realizmu”), jednoznacznie dowodzą, że na PiS głosuje elektorat przywiązany do wartości narodowych i chrześcijańskich. Ceniony przeze mnie publicysta i politolog Jakub Siemiątkowski, notabene sympatyk Ruchu Narodowego, przestrzega przed uleganiem propagandowym uprzedzeniom i stwierdza: „elektorat PiS-u [jest] – konserwatywny obyczajowo, przywiązany do polskości i religii, a jednocześnie niechętnie odnoszący się do liberalnego doktrynerstwa (…) Fakty są takie, że na PiS głosuje ‘zdrowsza’ część Polski.” (J. Siemiątkowski, Dziś i jutro ruchów nacjonalistycznych w Europie, „Polityka Narodowa” nr 22, Jesień 2019, s. 38.). W tym miejscu nie osądzam i nie analizuję praktyki politycznej w wykonaniu reprezentantów PiS, ani stosowanej przez liderów taktyki czy nawet strategii politycznej. Po prostu nie zajmuję się „talmudycznymi” rozważaniami nad szczegółami w szczegółach. Szkoda czasu.

Przechodząc do zasadniczego tematu, należy zadać sobie pomocnicze pytanie: w jaki sposób zwolennicy prawicy narodowej i konserwatywnej mogą skutecznie wpływać na rzeczywistość? Jeżeli wejście w skład koalicji Prawa i Sprawiedliwości z różnych względów nie jest możliwe, pytanie należy przeformułować i zastanowić się: w jaki sposób zbudować realną siłę usytuowaną na prawo od PiS? Przed wyborami parlamentarnymi na jesieni 2019 roku, działacze Ruchu Narodowego podjęli decyzję o nawiązaniu bliskiej współpracy z wolnościowcami (libertarianami, zwanymi też korwinistami). Argumentowano i w dalszym ciągu wysuwa się argument skuteczności; nawet Jakub Siemiątkowski, krytycznie odnoszący się do obecnego narodowowolnościowego aliansu przyznaje, że Ruch Narodowy bez Konfederacji nie znalazłby się w Sejmie, pozostając: „partią bez wpływu na cokolwiek”. Zapewne. Ale póki co, wejście Konfederacji do Sejmu nadało dynamizmu przede wszystkim działaniom korwinistów, a nie narodowców. Sam Siemiątkowski ocenia, że w ostatnich latach atrakcyjność ruchu wolnościowego malała, dlatego relatywny sukces wyborczy Konfederacji przysłużył przede wszystkim libertarianom, którzy zepchnęli na drugi plan program narodowej kontrrewolucji. Nie o taką chyba skuteczność chodziło.

Twierdzę, że – w wymiarze taktycznym - narodowo-wolnościowy sojusz mógł przynieść pozytywne skutki, przede wszystkim w postaci wejścia grupy działaczy narodowych do Sejmu, ale w wymiarze strategicznym jest przeciwskuteczny. W tym miejscu wystarczy, że odwołam się do Siemiątkowskiego, który uważa, że narodowcom bliższy jest prosocjalny program aniżeli libertariańskie doktrynerstwo. Konkludując: „Dla kształtowania narracji narodowej, a co za tym idzie formowania kadr i własnego, już posiadanego elektoratu, konieczna będzie zapewne (niestety) kolejna wolta – w kierunku antyliberalnym.” Nie musi to, jego zdaniem, oznaczać definitywnego końca współpracy narodowców z korwinistami, niemniej jednak: „Dłuższe trwanie takiego sojuszu bez ryzyka zatracenia tożsamości ideowej można sobie wyobrazić chyba jedynie przy uczciwym postawieniu sprawy na zasadzie: walczmy wspólnie o kilka podstawowych wartości, ale nie silmy się na jednolity program w sprawach gospodarczych.” (J. Siemiątkowski, Dziś i jutro…, s. 38). Innymi słowy, wszystko wskazuje na to, że zdominowana przez wolnościowców koalicja napotka w przyszłości na granicę wzrostu, na poziomie poparcia około 10 procent wyborców. Pamiętajmy, że partiom związanym z Januszem Korwin-Mikke nigdy nie udało się uzyskać szerszego poparcia. Jednocześnie warto uświadomić sobie, że pozostając w obecnej konstelacji (Konfederacji), Ruch Narodowy głoszący zapożyczone hasła skrajnie liberalne (gospodarczo), nie ma realnych szans na pozyskanie poparcia swego naturalnego, narodowo-katolickiego elektoratu, który dopóki będzie miał taką możliwość, będzie głosował na PiS. O niebezpieczeństwie rozwodnienia programu narodowego, zainfekowanego materialistycznym doktrynerstwem libertariańskim, nie będę się dłużej rozpisywał. Ryzyko jest poważne, ponieważ – jak wykazał cytowany przeze mnie Siemiątkowski – wolty programowe w dziejach XXI wiecznego polskiego Ruchu Narodowego są zaskakująco częste, zbyt częste.

Chcąc uprawiać skuteczną politykę, działacze Ruchu Narodowego powinni zatem dążyć do przejęcia elektoratu głosującego na PiS. To przecież naturalny elektorat każdego autentycznego ruchu narodowego, wywodzącego się ze szkoły Romana Dmowskiego. „To, że elektorat ten został zagospodarowany przez partię dominującą – trafnie zauważa Siemiątkowski – nie zmienia faktu, że ku niemu nacjonalizm musi się zwrócić. Co ważne, należy to zrobić w sposób konsekwentny, a nie na pokaz (…).” Dokładnie tak. Dlatego alians wolnościowo-narodowy należy zerwać. Im wcześniej to nastąpi, tym większa szansa, że Ruch Narodowy zacznie ogniskować wokół swego programu i w ramach własnych struktur, ludzi rozczarowanych do PiS. Jeśli natomiast kierownictwo PiS dojdzie do przekonania, że musi otworzyć się na program narodowej kontrrewolucji, wówczas przed Ruchem Narodowym pojawi się potencjalna możliwość uprawiania nie tylko realnej ale zarazem skutecznej polityki. Powtórzę: prawdziwym ideowo-programowym przeciwnikiem dla nas nie jest bowiem obóz PiS, ale szeroko pojęty obóz liberalny, nie tylko ten zajmujący miejsce po lewej strony sceny politycznej…

Pojawiają się jednak wątpliwości, czy – mając do wyboru sprawdzoną i mniej więcej wiarygodną ofertę PiS oraz nową, dopiero kształtującą się formację narodową (RN) – wyborcy chętnie zmienią swe preferencje partyjne. Ruchowi Narodowemu potrzebny jest nowy sojusznik, który z nawiązką wypełni pustkę powstałą po korwinistach. Sojusznik cieszący się rosnącą popularnością w młodym pokoleniu, przemawiający językiem zrozumiałym i bliskim ludziom żyjącym w postmodernistycznej rzeczywistości wielkich miast. Takim sojusznikiem mogą być ekolodzy, zwolennicy ochrony środowiska, liczni ludzie tęskniący za życiem bliskim naturze. Gołym okiem widać, że problematyka ekologiczna zyskuje na znaczeniu. Wprawdzie ruch ekologiczny, tzw. „Zielonych”, został w dzisiejszych czasach zdominowany przez zwolenników lewicy, jednak lewackie oblicze ekologizmu nie jest ani oczywiste, ani logicznie spójne. Przeciwnie, hołdowanie przez „zielone” lewactwo Naturze przy jednoczesnej pogardzie dla życia ludzkiego i negacji Boga, stanowi umysłową aberrację i rodzi potencjalnie wielkie zagrożenie. Reasumując, najwyższy czas, by prawica – narodowa i konserwatywna – odbiła program ekologiczny z rąk rzeczników lewackiej ideologii.

W innym miejscu (w broszurze pt. „Zielony konserwatyzm”) uzasadniam, dlaczego program szacunku dla przyrody i harmonijnego współistnienia człowieka z naturalnym otoczeniem jest zakorzeniony w starym, proto-konserwatywnym światopoglądzie. Wskazuję tam również, że pionierem ochrony środowiska naturalnego i kulturowego w Polsce był Jan Gwalbert Pawlikowski, jeden z czołowych działaczy narodowych w pierwszej połowie XX wieku. Z tych dwóch względów, potrzebę zbliżenia konserwatywnych narodowców do programu ochrony przyrody uważam za oczywistą i nie budzącą wątpliwości, w odróżnieniu od groteskowych prób łączenia zagadnienia ochrony życia roślin i zwierząt z promocją tzw. „cywilizacji śmierci”, programu w gruncie rzeczy antyludzkiego.

Podsumowując, jeśli chcemy stworzyć skuteczną alternatywę dla jałowego dualizmu POPiS, musimy dokonać powyborczego zwrotu: w pierwszej kolejności narodowcy powinni definitywnie zerwać sojusz z wolnościowcami (korwinistami), w dalszej kolejności powinniśmy zacząć tworzyć podwaliny pod formację narodowo-konserwatywno-ekologiczną (Zielony konserwatyzm). Warunkiem sine qua non uprawiania skutecznej polityki musi być w każdym przypadku racjonalna i realistyczna analiza, służąca rozpoznaniu stanu rzeczywistego. Jako że rzeczywistość zmienna jest, wysiłek umysłowy musi być podejmowany stale, wciąż od nowa. Tego powinniśmy się bezwzględnie trzymać, jeśli chcemy być uczniami (kontynuatorami) szkoły Dmowskiego.