Dwa najwspanialsze skandynawskie żaglowce

U naszych północnych sąsiadów – w Szwecji i na należących do Finlandii Wyspach Alandzkich – można obejrzeć zachowane w oryginalnym kształcie dwa wspaniałe żaglowce. Są to żywe pomniki pochodzące z dwóch epok: potęgi morskiej siedemnastowiecznej Szwecji oraz wielkich dni dwudziestowiecznej floty handlowej pływającej pod banderą Finlandii z portem macierzystym w małym miasteczku Mariehamn.

Jest jeszcze jeden, a właściwie dwa elementy spajające wszystkie książki – powieści, zawarte w tej serii. Po pierwsze, ich autorami i (lub) głównymi postaciami są kobiety. Drugim elementem jest przypisana im przez wydawców serii feministyczna ideologia. W prospekcie reklamowym możemy przeczytać, że:

Siedemnastowieczny okręt Waza, zatopiony w 1628 roku, odkryty przez Andersa Franzéna i ostatecznie wydobyty na powierzchnię w 1961 roku, stanowi obecnie jedną z największych atrakcji turystycznych Sztokholmu. Okręt zachował się do naszych czasów dzięki szczególnym warunkom panującym na Bałtyku. Ze względu na zbyt niskie zasolenie w naszym morzu nie występuje świdrak, czyli małż morski (Teredo Navalis) szybko niszczący wszelkiego rodzaju drewno. Gdy podwodni archeolodzy i konserwatorzy zabytków zajęli się wydobyciem „Wazy” na powierzchnię, jedynym pilnym problemem było uzupełnienie ubytków w miejscach, gdzie niegdyś znajdowały się zżarte przez rdzę żelazne śruby. Elementy drewniane oraz wspaniałe armaty zachowały się po 333 latach w niemal niezmienionym stanie. Po zakończeniu inwentaryzacji znalezisk zarejestrowano łącznie ponad 14 tysięcy rozmaitych obiektów, dokumentujących życie codzienne na pokładzie siedemnastowiecznego okrętu.

„Waza” była wyjątkową jednostką. Zbudowana na zlecenie króla w stoczni znajdującej się w sercu Sztokholmu, miała przyćmić wszystkie dotychczasowe okręty wojenne wchodzące w skład floty królewskiej. Kadłub zbudowano z tysiąca dębów, na okręcie pomieszczono 64 ciężkie działa, a wysokość masztów wynosiła ponad pięćdziesiąt metrów. Okręt imponował nie tylko siłą rażenia, ale również wspaniałością kilkuset kolorowych i pozłacanych rzeźb. „Waza” liczyła 69 metrów długości i 11,7 metra szerokości. Zanurzenie wynosiło 4,8 metra, a wyporność 1 210 ton. Na pokładzie miało się pomieścić 145 marynarzy oraz 300 żołnierzy. Dla porównania nasz „Dar Pomorza” mierzy 91 metrów długości, 12,6 metra szerokości, jego zanurzenie wynosi 5,7 metra a wyporność 1 561 ton. Załoga „Daru” liczyła 28 osób plus około 150-200 uczniów.

Fregata „Waza” była okrętem wyjątkowym i z pewnością odegrałaby znaczącą rolę w walkach o panowanie na Bałtyku, gdyby nie fakt, że zatonęła niemal natychmiast po rozpoczęciu swego pierwszego rejsu. Dlaczego zatonęła? Już bezpośrednio po katastrofie usiłowano dociec jej przyczyn, ale dopiero po wydobyciu i dokładnych oględzinach wraku, dzięki obecnemu stanowi wiedzy, stało się możliwe udzielenie odpowiedzi na to pytanie. Wykonane współcześnie obliczenia wykazały, że okręt miał tak małą stateczność, że jego wywrócenie i zatonięcie musiało nastąpić pod wpływem pierwszego zwykłego, „lekkiego podmuchu”. Paradoksalnie, dzięki swemu natychmiastowemu zatonięciu na płytkich wodach, stało się możliwe odkrycie i wydobycie okrętu na powierzchnię w całej jego okazałości. Na przestrzeni ostatnich siedemnastu lat miliony ludzi obejrzało już otwarty w 1990 roku „Vasa Museet”. Kolejnym paradoksem jest to, że po 350 latach ten znakomicie zachowany zabytek – pomimo podejmowanych prac konserwatorskich – jest praktycznie skazany na zagładę. Zachodzące w drewnie reakcje chemiczne prowadzą do jego nieuchronnej destrukcji. Konserwatorzy mogą jedynie spowolnić ten proces. Dlatego warto skorzystać z okazji by zobaczyć na własne oczy relikt przeszłości, którego nasze dzieci czy wnuki prawdopodobnie już nie będą mogły obejrzeć w tak okazałej i oryginalnie zachowanej formie.

Drugi żaglowiec, którym mogą poszczycić się Skandynawowie, nie jest ani tak znany ani tak starożytny, niemniej jednak sam w sobie stanowi wystarczający powód, by przy okazji pobytu w Sztokholmie udać się na morską przejażdżkę na Wyspy Alandzkie. W Mariehamn, stolicy należących do Finlandii autonomicznych Wysp Alandzkich, znajduje się czteromasztowy żaglowiec handlowy „Pommern” wybudowany w Glasgow w 1903 roku. Jest to unikat w skali światowej, ze względu na fakt, że zachował się jako jednostka handlowa w niezmienionym stanie. „Pommern” liczy (łącznie z bukszprytem) 106,4 metra długości i 13,4 metra szerokości. Osiąga zanurzenie 7,5 metra. Licząca zaledwie 26 osób załoga mogła kierować żaglowcem o ładowności 4050 ton. Właścicielem „Pommern” od 1923 roku był Gustaf Erikson, pochodzący z Wysp Alandzkich przedsiębiorca, który w latach 20. ubiegłego stulecia zbudował największą na świecie flotę handlową składającą się z żaglowców. Był to człowiek łączący zmysł handlowy ze swego rodzaju romantyzmem. W epoce, gdy żaglowce powoli ustępowały miejsca parowcom, zaczął skupywać za nieduże pieniądze żaglowce i przy ich pomocy podjął się zadania wykonywania rejsów dookoła świata, z Anglii do Australii, celem przewozu zboża. Wykorzystywał wszelkie możliwości obniżenia kosztów podróży, aby uczynić ją opłacalną. Zatrudniał marynarzy fińskich na dwuletnie kontrakty, płacąc im o wiele mniej aniżeli otrzymywali marynarze pracujący na innych statkach. W Australii wykorzystał do załadunku oddalone porty nad Zatoką Spencera, umożliwiające wniesienie towaru na żaglowce stojące na kotwicy, bez konieczności opłacania holowników oraz ponoszenia opłat portowych. Podróż z Australii do Anglii trwała przeciętnie ponad 100 dni. Wykorzystanie stałych wiatrów na Atlantyku, Pacyfiku oraz Oceanie Indyjskim, umożliwiało konkurowanie z innymi statkami posiadającymi własny napęd.

Media w ówczesnej Anglii z zainteresowaniem śledziły losy tych ostatnich żaglowców handlowych, zwanych „połykaczami wiatru”. Ze względu na fakt, że często kilka żaglowców opuszczało niemal jednocześnie porty w Australii, niejako naturalnie pojawiała się gotowość do rywalizowania o pierwszeństwo w dotarciu do celu. Najlepszym wynikiem mogła poszczycić się w 1933 roku czteromasztowa „Parma”, która dotarła do Anglii po 83 dniach podróży morskiej. Żaglowiec „Pommern” nie należał do najgorszych. Zazwyczaj płynął ze średnią prędkością 5,5 węzłów, a jego rekord wynosił 18 węzłów (dla porównania rekord „Daru Pomorza” wynosi 17 węzłów). Dwukrotnie był zwycięzcą słynnych wyścigów („The Grain Race”), w których o sukcesie decydowało nie tylko szczęście czy przypadek, ale również umiejętności kapitana oraz doświadczenie załogi.

W przeciwieństwie do „Wazy”, który przepłynął zaledwie jeden krótki odcinek, stacjonujący w Mariehamn „Pommern” wielokrotnie opłynął dookoła kulę ziemską. Swój ostatni rejs odbył w 1939 roku i odtąd pływał już tylko po Bałtyku. Erikson, który przyrzekł, że pod jego banderą zawsze będą pływały żaglowce, dotrzymał słowa. W chwili jego śmierci w 1947 roku wciąż jeszcze trzy czteromasztowe żaglowce („Viking”, „Passat”, „Pamir”) przewoziły towary handlowe. Dwa lata później „Pamir” i „Passat” odbyły ostatnią podróż, a „Pamir” jako ostatni opłynął 11 lipca 1949 roku złowrogi Przylądek Horn. Epoka handlowych żaglowców definitywnie zakończyła się.

Po śmierci Eriksona jego spadkobiercy najpierw wystawili „Pommern” na sprzedaż, ale nikt nie chciał kupić żaglowca. Okręt wymagał poważnego remontu, ale decydującym czynnikiem zniechęcającym potencjalnych kupców był wspomniany już koniec epoki żaglowców handlowych. Wobec tego na przełomie lat 1952/1953 właściciele “Pommern” podarowali żaglowiec miastu Mariehamn. Decyzja okazała się błogosławiona dla zasłużonego żaglowca, który dzięki temu uniknął przeróbek i jako jedyny czteromasztowy żaglowiec handlowy zachował się do dziś w swej niezmienionej postaci. Możliwe, że takie było jego przeznaczenie. W 1903 roku został ochrzczony imieniem „Mnene” skrótem od Mnemosyne, greckiej bogini Pamięci. Dopiero od 1906 roku nosił nazwę „Pommern”. Obecnie żaglowiec wraz z pobliskim Muzeum Morskim tworzy niewątpliwie najciekawsze miejsce upamiętniające i przybliżające fascynujące dzieje dwudziestowiecznych żaglowców handlowych.

Wszystko wskazuje na to, że wkrótce nasi północni sąsiedzi będą mogli pochwalić się jeszcze jednym żaglowcem, szwedzkim „Darem Pomorza”. W Karlskronie od 2006 roku prowadzona jest gruntowna renowacja niewielkiej fregaty „Jarramas”, ostatniego wybudowanego w tutejszej stoczni żaglowca szwedzkiej marynarki wojennej z 1900 roku, zachowanego w nienaruszonym stanie i pełniącego aż do 1946 roku czynną służbę w charakterze statku szkolnego dla chłopców pokładowych.

2009